sobota, 25 lipca 2015

Rozdział V: Zamaskowana prawda

     Finnick stał na dachu Ośrodka Szkoleniowego i wpatrywał się w niebo. Łuna świateł Kapitolu przyćmiewała blask gwiazd. Niby znał to miejsce jak żadne inne, ale jednak skrywało więcej tajemnic niż mogło by mu się wydawać. Mężczyzna zamknął oczy i oparł się plecami o barierkę. Delikatny wiatr świszczał mu w uszach. Gdyby nie zapachy, które go otaczały mógłby udawać, że wciąż jest w domu, wdycha morskie powietrze i słyszy krzyki mew. Tak bardzo pragnął cofnąć czas. Tak bardzo chciałby cofnąć się o te 7 lat. Może gdyby nie zaczął z nią trenować? Może gdyby tak się do siebie nie zbliżyli to wtedy, może....? Może nie dostałaby się na Igrzyska? Pewnie siedziała by bezpiecznie w domu. Może miałaby już męża? A może i dzieci? Pewnie wiodła by w miarę spokojne życie. Była piękna, więc mogła mieć każdego. Mogłaby się tak ustatkować, że niczego by jej nie brakło. Finnick zaklął cicho i uderzył pięścią w barierę z całej siły.
      To miały być jej ostatnie Dożynki. Już kiedyś ją wylosowano, ale ktoś się za nią zgłosił. Jednak strach przed udziałem w Igrzyskach wzmógł się. Gdy zabito dziewczynę, która się za nią zgłosiła, uświadomiła sobie, że mogła być na jej miejscu. Wtedy zaczęła trenować. Nie pragnęła nikogo zabić. Chciała umieć się bronić i przeżyć. Początkowo ćwiczyła sama. Wynajdowała informacje o jadalnych roślinach z dzienników ojca, nauczyła się posługiwać trójzębem i siecią. Jednak wiedziała, że to nie wystarczy. Wtedy popełniła największy błąd swojego życia. Zapukała do drzwi Zwycięzcy.
      On zgodził się ją szkolić. Codziennie biegali po plaży parę kilometrów. On poprawił jej techniki walki. Można było powiedzieć, że była wręcz idealnie przygotowana na to co szykowała Arena. Jednak ona i tak wciąż bała się śmierci, a raczej tego, że odejdzie bez pożegnania, że niczego po sobie nie zostawi. Finnick rozumiał jej ból. Miał to samo.
      A potem wylosowano ją ponownie. Odair widział w jej oczach strach, który jednak sprytnie ukrywała pod zadowolonym uśmieszkiem. Finnick nie bał się o nią tak bardzo, gdyż ćwiczyła cały rok pod jego okiem. Wiedział co potrafi i, że może zwyciężyć. Potem zgłosił się jej brat. To było zaskoczeniem dla wszystkich. Nikogo nie powiadomił o tym, że zamierza udać się na Arenę. Nikt nie spodziewał się tego, że żylasty siedemnastolatek zgłosi się na ochotnika.
      Miłość do brata okazała się jej zagładą.
      Finnick szybko otworzył oczy zanim przed oczami znowu pojawiła się jej śmierć. Nie chciał aby koszmar sprzed 7 lat ponownie zajął jego umysł. Odbił się od barierki i z dłońmi w kieszeniach poszedł do apartamentów Czwórki.

***
      Blondwłosa awoksa zebrała talerze z kwater głównego Strażnika Pokoju, uciekła jego synowi, który po raz kolejny patrzył na nią przez cały posiłek jak na kawał soczystego steku i wreszcie dotarła do korytarzy dla służby. Jej praca oficjalnie była zakończona, więc mogła choć chwilę się zdrzemnąć nim przełożona zbudzi ją na poranny posiłek. To był jedyny plus usługiwania w Ośrodku Szkoleniowym. Awoksy musieli się jakoś prezentować, więc pozwalano im spać i jeść w miarę zdrowo. Szła właśnie w stronę komórki 105, którą dzieliła z dziesięcioma innymi służącymi, gdy zatrzymała ją Przełożona.
     Była to kobieta po sześćdziesiątce choć wyglądała na mniej. Białe włosy miała spięte w kunsztowny kok i jak na kapitolinkę była ubrana w miarę normalnie.
-Wino do Czwórki - powiedziała oschłym głosem, wpychając dziewczynie dzban w dłonie. Od razu po tym odwróciła się i pomaszerowała w swoją stronę. Dziewczyna nawet nie zdołała odpowiedzieć na polecenie, więc zamiast skłonić się jak od niej wymagano, pokazała odwróconej kobiecie pokaleczony od wielu zabiegów odbierających głos język.
      Dziewczyna westchnęła bezgłośnie niosąc ciężki dzban. Więc do Czwórki, tak?. Najchętniej unikałaby terenu, który w jakiś sposób naznaczony był przez trybutów z jej starego dystryktu. Jej ostatnie wspomnienie związane z poprzednim życiem było powiązane ze zdradą najbliższych, tak więc nie chciała nawet zbliżać się do nich.

***
      Cassandra biegła przed siebie, przeskakując przez pnie drzew, unikając gałęzi, które chłostały ją po twarzy. Biały śnieg chrzęścił jej pod stopami. Jej brat, Max biegł za nią ciężko dysząc. Na szczęście za nią nadążał, bo dziewczyna nie miała ochoty pozostawiać go na pastwę wilków. W takich właśnie chwilach Cassandra cieszyła się, że codziennie biegała z Finnickiem.
      W końcu dotarli do niewielkiej polanki. Maximilian padł wyczerpany na ziemię. Już dawno zgubili watahę. Nagle rozległ się strzał z armaty. A po nim kolejny. Dziewczyna struchlała licząc wystrzały. Trzy. Aż trzy osoby właśnie zginęły. Cassandra domyśliła się, że to przez wilczą rzeź. Wiedziała już nawet kto poległ. Dwoje z Jedynki i ostatnia osoba z Dwójki. Jeszcze tylko trzy osoby były w grze: ona, jej brat i jakaś dziewczyna z piątki.
-Chyba pora się rozdzielić - szepnęła Cassandra do brata, który już wstał i szedł w jej stronę. Zeskoczyła ze skały, na której stała. - Rozdzielimy łupy po równo i każde z nas uda się w swoim kierunku.
-Nie - zaprotestował Max, kręcąc głową. Dziewczyna spojrzała na niego zdezorientowana. Zbliżył się do niej.
-Max - szepnęła przerażona. Chłopak popchnął ją na skałę, po czym chwycił za gardło. 
-Cassandro, wybacz mi, ale wiem, że nie zdołam wygrać, jeśli ty wciąż będziesz przy życiu. Jesteś za dobra. - W jego oczach widać było obłęd. Dłoń mocniej zacisnęła się na szyi jego siostry. Jeszcze jej nie dusiła, ale wiedziała, że jeśli ściśnie mocniej tchawica jej pęknie. Nigdy nie przypuszczała, aby jej młodszy brat był tak silny. Widocznie go nie doceniała.
-Broń się, Cassandro. Nie odbieram ci broni. Możesz mnie zabić jednym ruchem - powiedział, dobywając zza swojego pasa nóż. - No dalej, Cassie. Wyjmij broń.
Dziewczyna drżącymi palcami ujęła trzonek saksy. To był jeden ruch. Mogła go zabić tu i teraz. Ale nie potrafiła. Nie mogła się na to zdobyć.
-Tak myślałem - szepnął z lekkim uśmiechem Max. - Nie jesteś w stanie mnie zabić.
Oczy zapiekły dziewczynie od łez. Szybko przyłożyła nóż do jego piersi i pchnęła delikatnie. Broń zagłębiła się w ciele na dwa centymetry, a chłopak nawet nie drgnął. Nagle broń wypadła z dłoni dziewczyny. Uśmiech Maximiliana poszerzył się.
-Masz rację - szepnęła dziewczyna, powstrzymując łzy. -Nie dam rady.
Zamknęła oczy i wyobraziła sobie jak biegała z Finickiem, jak uczył ją posługiwać się bronią, a w tym nożem. Wyobraziła sobie fale omywające jej stopy, gdy stała na brzegu, patrząc jak jej trener pływa. Uśmiechnęła się smutno na wspomnienie ciepłego słońca ogrzewającego jej twarz i jego suchych, smakujących morską wodą ust. Pewnie jest zawiedziony moim wahaniem, pomyślała. Poczuła zimny metal przecinający ubranie i ból, gdy nóż brata zagłębił się w jej pierś. Nie otworzyła oczu. Nie chciała patrzeć na twarz brata, na twarz mordercy. Pomimo bólu starała się wciąż uśmiechać. Przywołała twarz osoby, która na nią czekała i pewnie oglądała teraz całe zajście z innej perspektywy.
-Kocham cię... - szepnęła, a imię ukochanego utknęło w jej gardle, gdy bezwładnie osunęła się po kamieniu na ziemię.

***
      Blondynka westchnęła cicho. Nie wiedziała jak udało jej się przeżyć. Możliwe, że nastąpiła śmierć medyczna, ale... Nie była pewna co do tej teorii. Czuła, że kapitolińczycy po prostu chciali mieć ładną służącą. Można powiedzieć, że dostała szansę na drugie życie. Cieszyła się, że może pomóc rebeliantom, przekazując potrzebne informacje. W ten sposób czuła się potrzebna, a tego właśnie potrzebowała. Skierowała swe kroki do windy i wraz z dzbanem wina przeniosła się na czwarte piętro, mając nadzieję, że go tam nie ma.

***
     Finnick siedział w jadalni i przerzucał kanały pilotem. Nic ciekawego nie nadawali. Tylko relacje z jakiejś opery, głupi melodramat i coś imitujące horror. Mężczyzna prychnął cicho. Czy naprawdę trzeba było włączać telewizor, aby zobaczyć horror? Przecież wystarczyło wyjrzeć za okno. Mags usiadła obok niego, a Pollux Castor, opiekun Czwartego dystryktu stał, opierając się o kolumnę. On zawsze stał. Finnick jeszcze nigdy nie widział, aby on, nie licząc posiłku, usiadł i dał sobie spokój. Nagle do pokoju weszła awoksa. Finnick pewnie nie zauważyłby je pojawienia, gdyby nie stukot dzbanka na stole. Spojrzał na nią i zobaczył, że ona mu się przygląda. Szybko odwróciła wzrok i wyszła z pomieszczenia najszybciej jak mogła, ale to nie cofnęło tego co chłopak zobaczył.
     Wciąż dobrze pamiętał jej oczy koloru morskiej zieleni, jej nos, który tak często marszczyła i te jasne włosy, tak często rozwiewane przez wiatr. Nie mógłby jej nigdy zapomnieć. Zerwał się z kanapy i wybiegł z pomieszczenia. Wypadł na rozległy korytarz. Pomijając duże wazony, stojące puste, na korytarzu nikogo już nie było.

***
       Mężczyzna w białym mundurze przemierzał pewnie puste uliczki Kapitolu, w końcu dotarł do miejsca, w którym nie było kamer i wszedł przez właz do kanałów. Gdy tylko zeskoczył z drabinki, ktoś zatrzymał mu drogę.
-Spóźniony jesteś.
-Przepraszam, Fabio. Nastąpiły drobne komplikacje.
Mężczyzna skinął głową, po czym sam wszedł na drabinkę i ruszył do góry. Jeszcze za nim wyszedł na zewnątrz, powiedział:
-Czas rozpocząć maskaradę.
I zniknął. A mężczyzna pozostawiony na dole uśmiechnął się pod nosem i zdjął hełm. Ciemne włosy wpadły mu do szarych oczu. Nie mógł się doczekać, kiedy będzie mógł zdjąć ten beznadziejny mundur. Ale najpierw miał informację do przekazania.
       Ruszył cuchnącym kanałem. Parę razy skręcał to w tą, to w drugą aż doszedł do starej części kanałów, której nikomu nie chciało się już remontować. Były o okoliczności sprzyjające rebeliantom. Mężczyzna odnalazł dość rozległą szparę i przeszedł przez nią jak to często czynił.
-W końcu, Robin - usłyszał, gdy znalazł się w niewielkim pomieszczeniu. Za małym stołem siedział siwy mężczyzna.
-Wiem, trochę to zajęło, Jared, ale informatorka musi nie zwracać na siebie uwagi. Jest to trudne, gdy porzuca się swoje zajęcia.
Mężczyzna pokiwał głową, po czym wyciągnął rękę, na której już po chwili wylądowała niewielka karteczka. Jared przejechał o niej wzrokiem, po czym przyłożył je do płomienia świecy.
-Cassandra jak zawsze oszczędnie, ale treściwie. Pozdrów ją ode mnie.
Robin skinął głową, po czym zasalutował i odszedł na zasłużony odpoczynek.

**********************************************************************
       Dobra, w tym rozdziale ujawniamy trochę o postaciach, które pojawiły się w poprzednim rozdziale. Podoba wam się? Lubicie w ogóle takie retrospekcje?
         W tym rozdziale nie pojawił się Haymitch nad czym Ann ubolewa, ale obiecujemy, że w następnym rozdziale postaramy się akcję trochę ruszyć do przodu i ujawnić trochę pana Abernathy ;)
~Ann & Beth
PS Początkowo rozdział miał nosić tytuł Ukryta Prawda, ale Ann uświadomiła biedną Bethany, że jest taki program na TVN'ie. Ups! Bywa!