poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział III: Coś do stracenia

   Haymitch szedł wąskim korytarzem pociągowym. Miał już dość siedzenia w małej kabinie, która śmiała się nazywać sypialnią. Cichy turkot kół o szyny tworzył miły podkład dla myśli mężczyzny. Wspomnienia, które od lat próbował chować w sobie, które siedziały w nim głęboko, teraz wychodziły na zewnątrz dając o sobie znać cichymi piskami. Abernathy przyśpieszył kroku. Musiał się napić. Był pewny, że Peeta i tak schował już wszelki alkohol, który znajdował się w jadalni, ale Haymitch wiedział o czymś, o czym chłopak nie miał pojęcia. Kroki mężczyzny dudniły w pustym korytarzu.

Szybciej, Mitchy! Pośpiesz się! 

Abernathy zatrzymał się gwałtownie, wciągając łapczywie powietrze w płuca. Dlaczego teraz przyszło mu na wspominki? Dlaczego ponownie musi słuchać jej głosu, który tak dobrze znał? Potarł czoło dłonią.
-Chyba jednak zrezygnuje z kolejnego drinka - mruknął sam do siebie, opierając się o ścianę. Tak bardzo chciało mu się spać. Dlaczego nie zostałem w tym łóżku?, pomyślał zanim zmorzył go sen.

   ***
   Ciemnowłosa dziewczyna ciągnęła młodego chłopaka za rękę w głąb lasy. Z łatwością manewrowała pomiędzy drzewami, narażając towarzysza na ciągłe potykanie się o korzenie. Każdy jego błąd był komentowany jej cichym śmiechem, który jednak szybko cichł ze strachu przed odkryciem.Gdy dotarli do wąskiego strumyczka, chłopak wyrwał rękę z dłoni dziewczyny, aby złapać oddech.
-Sara! Czekaj! - zawołał za dziewczyną, która chyba nie dostrzegła, że chłopak się zatrzymał.
-Co się stało? - spytała podchodząc do niego. Chłopak zmierzył wzrokiem jej zgrabną figurę. Spojrzał na jej gęste włosy, które delikatnie rozwiewał wiatr, oczy, które otaczała ciemna oprawa długich rzęs. Na jego twarz w pełznął łobuzerski uśmiech.
-Pamiętaj, księżniczko, że nie jestem tak samo szybki jak ty.
-Nie mów tak do mnie - warknęła, robiąc naburmuszoną minę, ale chłopak wiedział, że określenie bardzo jej się spodobało,  bo na policzkach dziewczyny pojawiły się delikatne rumieńce, które widział tylko wtedy, gdy była chwalona.
-Dobra. Szybciej, Mitchy! Pośpiesz się! - powiedziała, ponownie łapiąc go za nadgarstek - To już niedaleko!
Chłopak westchnął ciężko, ruszając ponownie biegiem.
Po jakimś czasie dotarli do niewielkich skał, które układały się w okrąg o średnicy kilkunastu metrów. Haymitch wiele razy już badał te skały zastanawiając się, czy coś kryje się w tym kręgu. Sara, ciągnąc Abernathy'ego za rękę, znalazła wąskie przejście pomiędzy nimi. Drobna dziewczyna przeszła bez trudu, ale chłopak miał z tym pewien problem. Gdy w końcu przecisnął się na drugą stronę, jego oczom ukazał się piękny widok.
   Zobaczył blask. Światło słoneczne , które wisiało wysoko na niebie oświetlało polanę, która lśniła bielą. Dopiero po chwili Haymitch zorientował się, że to co widzi to dmuchawce. Sara stała pośród nich i uśmiechała się delikatnie, a wiatr porywał w górę małe spadochroniki, targając przy okazji gęste włosy dziewczyny. Abernathy stwierdził, że teraz naprawdę wygląda jak księżniczka. Królowa swojego małego królestwa. Jego granice wyznaczały skały, które otaczały to magiczne miejsce, a spod jednej z nich wypływało małe źródełko. Czuł się tu nieproszony, dopóki ona nie spojrzała na niego tymi swoimi roziskrzonymi oczyma dziecka. Zrozumiał, że jest częścią tego królestwa.
-To będzie nasza mała tajemnica, dobrze? - szepnęła, uśmiechając się słodko. Haymitchowi wydało się, że od dziewczyny bije tajemniczy blask. Kiwnął głową na znak zgody.


   ***
   Haymitcha obudziło dziwne uczucie w żołądku. Szybkim ruchem przewrócił się na bok i zwymiotował całą zawartość żołądka. Z trudem dźwignął się na nogi, wycierając z ust kwasy żołądkowe. Stwierdził, że chyba nie powinien tyle pić zaraz po odwyku, który odbył podczas treningów do 75. Igrzysk. Nagle do jego uszu dotarł dźwięk włączonego telewizora. Zobaczył światło dobiegające zza drzwi przedziału z telewizorem. Cicho podszedł do uchylonych drzwi i delikatnie je uchylił. Mężczyzna zobaczył jak Katniss siedzi z głową opartą o ramię Peety. Uśmiechnął się na ten widok. Dziewczyna była twarda, ale i ona potrzebowała czasem trochę miłości. Młodzi coś oglądali. Była to relacja z Igrzysk, a dokładniej z Dożynek. Dożynek Drugiego Ćwierćwiecza.
   Katniss ze zdziwieniem obserwowała jak wylosowany z kuli Haymitch wychodzi z tłumu i idzie w stronę sceny. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nagle z tłumu zgromadzonych dobiega ich przeraźliwy krzyk rozpaczy. W tej samej chwili przez twarz młodego Abernathy'ego przebiega cień smutku. Po chwili zrobiono przybliżenie na osobę, która krzyczała. To była ta sama osoba, która tuliła do siebie Maysliee, gdy ta została wylosowana. Teraz dziewczyna przedzierała się przez tłum w stronę Haymitcha.
- Myślisz, że ich coś łączyło? - spytał Peeta. Katniss wolno pokiwała głową. Jeśli coś ich kiedyś łączyło to pewnie już nie żyje,  przeszło jej przez myśl, gdy przypomniała sobie, że mentor raczej woli własne towarzystwo.
- Chociaż, może była tylko przyjaciółką? - pomyślała dziewczyna na głos. Peeta spojrzał na nią, oczekując wyjaśnień.
-No wiesz, raczej nie sądzę, żeby miał kiedyś mniej paskudny charakter. Raczej żadna by z nim nie wytrzymała.
Peeta prychnął rozbawiony w odpowiedzi. Haymitch, stojący dotąd w wejściu do pomieszczenia, odchrząknął znacząco. Para odwróciła się gwałtownie z przerażeniem, a chłopak odruchowo włączył pauzę. Akcja zatrzymała się w momencie, gdy młody Abernathy próbuje oderwać od siebie ciemnowłosą dziewczynę.
-Ta, musicie wiedzieć, że za nie podporządkowanie się władzy, Kapitol wymierza okrutne kary. Tracicie wszystko - te ostatnie słowa Abernathy powiedział ledwo słyszalnym szeptem. Mężczyzna spojrzał na ekran, który ukazywał smutną scenę. Haymitch dostrzegał tu więcej niż Katniss lub choćby Peeta. Jako jedyny dostrzegał delikatnie zarysowany, pod białą, luźną koszulą, brzuch.

***
   Finnick spojrzał na rysujące się w oddali kapitolińskie budynki. Z każdą chwilą zbliżali się do miasta. Z każdą chwilą coraz szybciej. Mężczyzna z cichym westchnieniem ponownie opadł na błękitną kanapą. Nie chciał patrzeć jak w oknach zbliżających się budowli lśni słońce, które, niczym zdrajca, gra na dwa fronty. Lśni, błyszczy dla wszystkich. Ogrzewa zmarznięte dusze bogatych i zmarznięte ciała biednych. Nie zawsze daje to efekty.
   Finnick spojrzał na Mags, która siedziała naprzeciw niego i nabijała winogrona na białą nitkę. Do przedziału weszła jakaś kobieta z obsługi. Niosła tacę z dwoma szklankami mrożonej herbaty. Odair spojrzał na nią zaskoczony. Nic nie zamawiali. Mags posłała mu ostrzegawcze spojrzenie, aby nic nie mówił. Uśmiechnęła się do młodej kobiety i podziękowała jej skinieniem głowy. Ta spuściła tylko głowę. Wtedy Mags dała jej znać, aby podeszła do niej. Dziewczyna nie musiała spełniać żadnych rozkazów lub wymagań Trybutów, ale ta pomimo tego podeszła do starej kobiety. Mags wcisnęła jej coś do ręki. Był to niewielki wisiorek zrobiony z kawałka drewna wyrzuconego przez morze i delikatnych piórek barwnych ptaków, które od czasu do czasu przelatywały nad głowami mieszkańców Dystryktu 4. Na twarzy dziewczyny zarysowało się wzruszenie, rozpacz i wściekłość. Nie na Zwyciężczynie, ale na siebie samą. Dziewczyna wyszła z pomieszczenia bez słowa.
-Dlaczego to zrobiłaś? - spytał Finnick, zwracając się do swojej ukochanej mentorki. Kobieta uśmiechnęła się i spojrzała w gdzieś za mężczyznę. Odair spodziewał się, że kobieta już nic nie odpowie i miał zamiar wstać i wyjść, gdy kobieta przemówiła.
-Nie wszyscy kapitolińczycy są tacy sami, Finny. Oni też mają dusze, o które się martwią i rodziny, które chcą chronić. Kiedy dojdzie do wojny, oni też będę tracić.
Finnick patrzył przez chwilę na kobietę. Jego uwagę zwróciło jedno słowo.
-Kiedy? - spytał cicho, bardziej do siebie niż do Mags. Kobieta tylko uśmiechnęła się smutno w odpowiedzi. Kiedy. Nie jeśli tylko kiedy. Finnick spojrzał na byłą mentorkę, która ponownie wróciła do nabijania winogron na nitkę. Ona coś wiedziała. Mężczyzna był tego pewien. Westchnął tylko cicho. Tak bardzo by chciał, żeby więcej ludzi rozumiało co robi Kapitol. Finnick przyjrzał się spokojnej twarzy Mags. Ona wiedziała a pomimo tego nie chciała wojny. Zna jej skutki,  przemknęło nagle przez myśl mężczyźnie. Przypomniał sobie, że kobieta miała już 17 lat, gdy wylosowano ją podczas Dożynek, przez co trafiła na 10. Głodowe Igrzyska. Musiała coś pamiętać z czasów sprzed Igrzysk. Już otwierał usta aby zadać jakieś pytanie, ale w tym samym momencie na twarzy Zwyciężczyni dostrzegł ból, ból przeszłości. Zamknął szybko usta. Nie zamierzał rozdrapywać starych ran. Sam za często sobie to robił. Wstał i wolnym krokiem poszedł do pokoju. Jego myślom towarzyszył cichy stukot kół pociągu o tory.

 *****************************************************************************
   Ten rozdział tak jakoś nam nie wyszedł. Wybaczycie? ://
   Już prawie 1000 wyświetleń! Nieprawdopodobne. Nigdy nie sądziłyśmy, że będzie ich aż tyle. Tak więc dziękujemy wszystkim, którzy postanowili do nas wpaść i mamy nadzieję, że ten rozdział was nie zniechęci do odwiedzania nas dalej. 
~Ann & Beth