środa, 24 czerwca 2015

Rozdział IV: Parada Poległych

   Młoda kobieta patrzyła przez okno jednego z budynków Kapitolu. Pod nią życie toczyło się dalej. Kapitolińczycy przechadzali się eleganckimi uliczkami. Dla kobiety wyglądali jak kolorowe mrówki. Wielu z nich zmierzało na Paradę Trybutów, która miała się zacząć już za godzinę. Kobieta zacisnęła pięści z poczucia bezsilności. Nie pozwolono jej zobaczyć Dożynek. Wiedziała tylko, że losowano z dotychczasowych Zwycięzców. Kobieta przyłożyła dłoń do brzucha. Po tylu latach nie mogła się przyzwyczaić, że jest płaski, że nikogo już tam niema. Po policzku spłynęła jej pojedyncza łza, którą jednak szybko starła. Nie chciała płakać. 
-Wybacz Anabell - wyszeptała, widząc nagle oczyma wyobraźni dorosłą dziewczynę, która patrzyła na nią z pogardą. Wybacz.
-Panno Grand - usłyszała kobieta za sobą lodowaty głos. Odwróciła się, aby spojrzeć na przebiegłą twarz prezydenta Snowa- czy zechce mi pani towarzyszyć na paradzie trybutów?

***
    Kapitoliński tryb życia jest prosty. Pobudka około południa, kilogram tapety, który ma niby zasłonić niedoskonałości, a tylko je potęguje, kolorowe stroje, w zamiarze przykuwające uwagę, jednak w efekcie, gdy wszyscy chodzą ubrani tak barwnie, człowiek dostaje oczopląsu i bólu głowy na ten widok. Haymitch miał dosyć Kapitolu i tego co tu się działo. Na szczęście Cinna go nie zawiódł i nie ubrał go w obcisły kombinezon jaki planował dla Peety. Ciężka peleryna opadała mu teraz do kostek. Spięta była na ramieniu czarą klamrą. Była ułożona tak, aby przywodzić na myśl starożytny Rzym. Haymitch kiedyś widział obrazki takich szat w książce poświęconej starożytności, którą oglądał wraz z bratem. Oczywiście było to zakazane, ale młodzi chłopcy nie przejmowali się tym zbytnio. Mężczyzna widział już reakcję kostiumu po naciśnięciu guzika. Efekt był nieziemski. Jak nie z tego świata, pomyślał.
-Po co to wszystko? - szepnął cicho. Portia, kręcąca się obok spojrzała na niego pytająco. Mężczyzna tylko pokręcił głową, dając jej tym samym znak, aby wracała do przerwanej czynności. Kobieta pokręciła zrezygnowana głową. Przyzwyczaiła się już do dziwactw Zwycięzców.
     Haymitch wszedł wraz z Peetą do remizy, w której stały już przygotowane rydwany i zaprzężone w nie konie. Chłopak spojrzał na Katniss, która rozmawiała z Finnick'iem. Peeta wyrwał się do przodu i podszedł do narzeczonej chwilę potem jak Odair od niej odszedł. Młody Zwycięzca uśmiechnął się do Abernathy'ego i podszedł do swojego powozu. Haymitch pokręcił głowa, zastanawiając się co miał na myśli stylista Odaira, projektując jego kostium. Mężczyzna podszedł do podopiecznych. Pomimo, że nie był aktualnie ich mentorem to wciąż czuł się za tą dwójkę odpowiedzialny. Spojrzał na twarz Katniss. W jej oczach widać było spokój. Mellark nie trafi ponownie na Arenę. Teraz mogła umrzeć spokojnie. Haymitch ściągnął brwi, myśląc nad czymś intensywnie. Nie zamierzał pozwolić dziewczynie zginąć. Za wiele od tego wymagało. Przypomniał sobie rozmowę przeprowadzoną w dziesiątce podczas Tourne Zwycięzców 74. Głodowych Igrzysk.

***
     Kobieta w średnim wieku siedziała w jednym z pokoi w Pałacu Sprawiedliwości. Haymitch spojrzał na nią zaskoczony jak tylko wszedł do środka.
-Nie spodziewałem się pani ani teraz, ani tutaj - warknął, nie do końca zachwycony z jej obecności.
-Dlaczego nie teraz, nie tutaj? Proszę się nie obawiać kamer i podsłuchów. W tym dystrykcie  umieszczono je tylko w waszych pokojach. Pod tym względem dziesiątka ma lepiej. Panują u nich dość liberalne warunki. Kapitol jakoś nie specjalnie się nimi interesuje. Proszę usiąść, panie Abernathy.
Mężczyzna zmierzył kobietę podejrzliwym spojrzeniem i powoli usiadł na drewnianej ławie, wyłożonej skórą.
- Przejdę od razu do rzeczy. Zbliża się coś wielkiego. Trzynastka jeszcze nie wie co, ale zamierzamy dowiedzieć się jak najszybciej. Chcemy odwrócić to przeciw Kapitolowi. Przygotowujemy się do powstania, panie Abernathy. Nie jakiegoś tam małego, które zostanie zgniecione przez stolicę, ale takie na wielką skalę. Potrzebna nam do tego dziewczyna. Ona jest Iskrą, która wznieciła płomień. Już słyszymy o różnych buntach prowadzonych w dystryktach. Pragniemy wykorzystać ich pragnienie wolności dla większej sprawy niż tylko pojedyncze, nieskuteczne zamieszki.
-Więc podczas następnych igrzysk zamierzacie wyciągnąć Katniss z Kapitolu - odpowiedział Haymitch, podchodząc do okna i patrząc na plac.
-Czyta pan nam w myślach.
-Nie nakłonicie jej do współpracy bez chłopaka - mruknął bardziej do siebie niż do kobiety.
-Na razie potrzebujemy tylko, aby pan z nami współpracował. To w tej chwili jest najważniejsze.
Haymitch tylko skinął głową, myśląc o tym wszystkim co zrobił mu Kapitol, co zabrał.

***
     
     Sara siedziała w cieniu ciężkich, kosztownie zdobionych zasłon i spoglądała na paradę, która właśnie się rozpoczęła. Ze smutkiem oglądała twarze ludzi, którzy przemknęli jej parę razy w życiu przez ekran telewizora. Kobieta przełknęła ślinę. Czuła, że część tych ludzi już dawno pożegnało się z szansą na życie. Mieli świadomość, że pozbawili kogoś szans na istnienie. Mieli świadomość tego, że ich ręce zostały splamione przez krew niewinnych dzieci.
   Rydwan dystryktu dwunastego wyjechał. Katniss stała dumnie wpatrując się w tłum. Czterdziestoletni mężczyzna obok niej robił to samo. Jakby wszystko było poniżej nich, pomyślała, gniotąc rąbek sukienki. Czarne stroje nagle rozbłysły, a Sarze przypomniał się widok płonącego węgla, który wydawał jej się tak znajomy. Na chwilę pojawiło się jakieś niewyraźne wspomnienie, nieuchwytne dla wciąż pogrążonego w żałobie umysłu kobiety.
       Rydwany podjechały pod balkon. Sara przyjrzała się każdemu Zwycięzcy/trybutowi. Na twarzy wielu z nich malowała się przegrana. Kobieta pomyślała z przekąsem, że nie jest to zwykła parada trybutów jak zwykle. Oni już przegrali sami ze sobą. Polegli.


***

        Postać w białym kombinezonie szła szybkim krokiem przez korytarz Ośrodka Szkoleniowego. Kroki rozchodziły się echem po prawie pustym budynku. Parada Trybutów wyciągnęła wszystkich na zewnątrz, a Strażnicy nie musieli pilnować pustki, która panowała w pokojach. Uśmiech rozjaśnił twarz, zasłoniętą przez hełm. Mężczyzna przyśpieszył kroku. Na zakręcie spojrzał się za siebie po czym szybko skierował się do kwater służby. Stanął przed wejściem tak jak to często robią Strażnicy. Po dziesięciu minutach zza drzwi wyszła jasnowłosa awoksa. Spod metalowej tacy, którą miała pod pachą wypadła czysta, złożona karteczka prosto na dłoń Strażnika. Mężczyzna kiwnął głową niezauważalnie. Gdy kobieta się oddaliła, wsunął kawałek papieru pod rękaw kombinezonu.

***************************************************************************
     Przepraszamy!!!
     Naprawdę bardzo nam przykro, że tak długo nas nie było. To już prawie cztery miesiące! Niestety, na naszą małą aktywność miało wpływ wiele czynników. Miedzy innymi braki w dostawie internetu i weny, szkoła, bo ostatnie miesiące, więc trzeba wszystko popoprawiać, tak, aby to jakoś na świadectwie wyglądało oraz kiepskie sytuacje nie tylko w rodzinie, ale i również między znajomymi. Oczywiście to nas nie usprawiedliwia, ale postarajcie się być wyrozumiali. Wszyscy przecież siedzimy w tym bagnie.
     Wiemy tez, że tak beznadziejny rozdział nie jest wystarczającym wynagrodzeniem za tak długi czas wyczekiwania. Ponownie przepraszamy i mamy nadzieję, że ktoś tu wróci, aby wspierać nas w dalszej twórczości i walce z szanownym panem Weną.
       Tak, więc wszystkim, którzy postanowili tu wejść i wybaczyć nam nieobecność oraz inne grzeszki, serdecznie i z całego serducha dziękujemy. Życzymy miłych, wesołych i pełnych światła wakacji. I niech los zawsze Wam sprzyja.
~Ann & Beth
PS Byle nie za dużo tego światła. Postarajcie się nie iść tym oświetlonym tunelem.